Strona domowa Janusza Wilanda

 

Historia pewnej kolacji ... czyli UFO nad Polską.

20 sierpnia 1979 roku.

 

Moja relacja z obserwacji tego rzadkiego zjawiska.

Dawno, dawno temu, pewnego poniedziałku, gdy już od pół roku należałem do PTMA,

wieczorem dziwnym trafem nie pojechałem na ul. Bartycką na normalne spotkanie.

Ten wieczór spędziłem w domu. Ok. 20:38 CWE mama poinformowała mnie, 

że są świeżutkie bułeczki i akurat w tym momencie poczułem silny głód.

Będąc wściekle głodny zacząłem kroić nożem kuchennym pierwszą bułeczkę.

Faktycznie dziwne, że o tej porze była świeża i już nic nie wskazywało na to,

że poprzestanę tego krojenia. Gdy nożem dojechałem do połowy bułki,

z niewiadomych dla mnie powodów do tej pory, znieruchomiałem na kilka sekund,

po czym rzuciłem bułeczkę z wbitym w nią nożem na stół kuchenny

i puściłem się biegiem do swojego pokoju, otworzyłem okno i wyjrzałem patrząc

od razu w górę na niebo. To co zobaczyłem na niebie, to było niesamowity przelot

grupy bardzo jasnych bolidów. Przelot ten wywołał na mnie olbrzymie wrażenie.

Jak tylko bolidy zniknęły od razu zapisałem relację z tej obserwacji w swojej 

"Księdze Gwiazd Janusza" - to taki pamiętnik astronomiczny, który prowadziłem

od roku 1978 do 1995 roku.

Poniżej przedstawiam Wam to co zapisałem w chwilę po tym wydarzeniu.

 

20 VIII 1979 r.       20h 40,5m CWE

Rój bolidów !!! Lecący wolno mieniący się chyba wszystkimi kolorami tęczy,

szczególnie zieleń i czerwień widoczna. Bardzo zwarty rój, kilkanaście bolidów 

skupionych w kole o średnicy 4°. Coś niesamowitego. Smugi długości kilku stopni.

Przelot trwał ok. 10 sek. przez Deneba prawie na linii północ - południe 

i chyba przez Altaira. Widoczny był od zenitu prawie po horyzont.

Widać było smugi zmieniające się przez gaśnięcie jednych i zapalanie się innych.

Bardzo jasne, jasność pojedynczych dochodziła do jakiejś -7 do -9 mag

i były grubo jaśniejsze od Wenus. Było kilka jasnych i kilka ciemniejszych.

 

Poniżej mój oryginalny rysunek z tej "Księgi" :

 

 

Po zapisaniu relacji mogłem spokojnie wrócić do swojej kolacji. 

 

Do dziś nie wiem co mogło mnie wtedy wygonić z kuchni, abym wyjrzał

przez okno. Aby przypadkom i dziwnym zbiegom okoliczności jeszcze nie było

końca, to dodam, że mieszkam na drugim piętrze i piękne klony, które rosną przy

moim bloku zasłaniają mi prawie całe dostępne niebo. Widoczny mam tylko jedynie

bardzo wąski pasek nieba od zenitu do prawie (wtedy) horyzontu wzdłuż

mojego południka. Traf chciał, że te bolidy akurat zauważyłem wtedy, gdy wleciały

w "mój obszar powietrzny" w zenicie i leciały tylko tym wąskim paskiem na południe.

 

Natomiast w PTMA moi koledzy nieświadomi tego fantastycznego spektaklu na niebie

obradowali w pokoju. Dopiero, gdy wrócili do domów zaczęli dowiadywać się o tym

wydarzeniu od sąsiadów i z prasy. 

 

Oczywiście zachowałem z tamtego czasu wycinki z gazet, które na końcu 

tej relacji przedstawiam. Niestety zajmują one trochę miejsca, ale uważam,

że warto je zamieścić, aby mieć rozeznanie jak Polacy różnią się w swoich 

obserwacjach widząc to samo zjawisko.

 

Nikt z astronomów nie obserwował tego wydarzenia. A przynajmniej nie ujawnił

się z tym. Na szczęście wysłałem swoją relację do ówczesnego redaktora URANII

dra Ludwika Zajdlera, który przesłał ją do pani Honoraty Korpikiewicz.

Pani Korpikiewicz wkrótce wyjaśniła w swojej książce "Spadajace gwiazdy"

co to było za zjawisko i jakie były parametry lotu tych bolidów.

Mogła tego dokonać na podstawie mojej obserwacji w Warszawie i relacji 

Zbigniewa Rzepki (też członek PTMA) wtedy mieszkał w Poznaniu

(a obecnie w Lublinie). Zbyszek również zanotował, na tle których gwiazd

przelatywały bolidy i można było na podstawie tak dużej bazy (300 km)

dość dokładnie określić, że bolid wleciał w górne warstwy atmosfery

na wysokości ok. 80 km po czym rozpadł się na kilka kawałków, które osiągnęły

pułap ok. 55 km i odbijając się od atmosfery odleciały na szczęście dalej

w kosmos nie robiąc nikomu krzywdy.

 

 

Dla mnie okoliczności tej obserwacji były niesamowite, a bolidy prześliczne.

 

 

WYCINKI Z GAZET

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Epilog po 32 latach - WYJAŚNIENIE ZAGADKI !!!

 

 

32 lata temu byłem świadkiem niezwykłego wydarzenia na niebie.

20 sierpnia 1979 roku o godz. 20:40,5 w tajemniczych okolicznościach zobaczyłem na niebie

 grupę bardzo jasnych bolidów wolno lecącą po niebie zostawiających żółte smugi

od każdego większego kawałka materii. Obserwacja moja i dwóch innych miłośników astronomii,

którzy także widzieli to zjawisko  i zanotowali którędy na niebie nastąpił przelot,

posłużyła do wyznaczenia trajektorii lotu,  którą opisała p. Honorata Korpikiewicz

w swojej książce wydanej w 1988 r.  pt: „Spadające gwiazdy, czyli rzecz o meteorach i meteorytach”.

Tak więc obiekty te zostały sklasyfikowane jako bolidy, które weszły w gęstsze warstwy atmosfery

 na wysokości ok. 80 km i dotarły na wysokość ok. 55 km. Praktycznie w całej Polsce to zjawisko było widoczne.

 

1 lutego 2003 r. wszyscy byliśmy świadkami tragedii, kiedy w telewizji widzieliśmy jak prom kosmiczny Columbia,

podczas powrotu na Ziemię, rozpadł się w atmosferze i jaskrawo świecące kawałki sunęły po niebie

zostawiając za sobą długie smugi dymu. Patrząc na to przez moment przypomniało mi się

jak podobnie to wyglądało do tego, co widziałem 20 sierpnia 1979 r. 

 

Obecnie, we wrześniu 2011 r., czyli równo 32 lata po tamtym przelocie „bolidów”

napisał do mnie pan Waldemar Zwierzchlejski z Częstochowy,

że po przeczytaniu w internecie mojej „Historii pewnej kolacji …” nabrał podejrzeń,

czy aby to, co widziałem, to faktycznie były bolidy.

Zadał sobie trud i znalazł coś, co pasuje idealnie do tej mojej obserwacji.

Na podstawie analizy toru lotów obiektów kosmicznych i elementów orbit (TLE z bazy NORAD)

można obecnie odtworzyć przelot dawnych satelitów. 

 

Polecam program "Orbitron" (www.stoff.pl).

 

Wyjaśnienie p. Waldemara:

Rakieta Sojuz-U wystartowała z kosmodromu Plesieck 17 sierpnia o 07:45 GMT

i po 9 minutach weszła na orbitę. Chwilę później od jej ostatniego, trzeciego członu (Blok-I),

odłączył się ładunek użyteczny, którym był radziecki satelita zwiadowczy Kosmos 1122,

który dostał oznaczenie międzynarodowe 1979-075A, a w bazie obiektów NORAD numer 11491.

Następnie przeszedł on własnym napędem na wyższą orbitę i dalszy jego los nas nie interesuje.

Trzeci człon rakiety oznaczony został jako 1979-075B, NORAD 11492. Jak wszystkie obiekty,

również i trzeci człon rakiety był śledzony przez NORAD i raz na dobę wydawano dla niego efemerydę.

Ostatnia została wydana dla epoki 20 sierpnia 03:30 GMT, później satelita ten nie był już obserwowany,

a za datę spłonięcia uznano 20 sierpnia.

 

Powiększ
 

 

Tamtego dnia, 20 sierpnia 1979, o tej samej godzinie i minucie, którą zanotowałem natychmiast po mojej obserwacji,

dokładnie z tego samego kierunku jak to widziałem na niebie nad nami obiekt niebieski wchodził w atmosferę

„spalając” się w tak efektowny sposób. Te trzy idealnie pasujące do siebie elementy: data i czas,

miejsce i kierunek lotu dają mi pewność, że nie jest to przypadek i to, co widzieliśmy w 1979 roku,

to nie były bolidy tylko faktycznie sztuczny obiekt stworzony przez istoty rozumne,

ale na szczęście pochodzące z naszej planety. W pewnym sensie ówczesne artykuły w prasie o tytułach „UFO nad Polską”

były bliskie prawdy, z tym, że to Ziemianie stworzyli ten pojazd kosmiczny.

Dodatkowo za astronautycznym pochodzeniem tego zjawiska przemawia wolny przelot tych „bolidów”,

które widziałem na małym obszarze nieba przez ponad 10 sekund.

To długo jak na bolidy z roju Perseid, o przynależność do których były one podejrzewane.

Jakoś nikt nie zwrócił uwagi na opisany przeze mnie czas przelotu czytając moją relację, a to mogło zasiać wątpliwości.

 

Jakie wnioski można wyciągnąć z tej „Historii…”.

 

1. Dla mnie najważniejszym jest prowadzenie własnej księgi obserwacji,

w której zapisujemy wszystko, co ciekawego zobaczymy na niebie z możliwie największą liczbą szczegółów.

Nigdy nie wiadomo, kiedy ta obserwacja się przyda w wyjaśnieniu jej istoty.

 

2. Wszystkie swoje ciekawe obserwacje należy opublikować (internet jest do tego idealny),

aby inni mieli do nich dostęp. Na nic się nie przyda nawet niesamowita obserwacja,

jeśli nawet zapisana trafi do waszej szuflady, a stamtąd po pewnym czasie trafi na śmietnik.

Gdybym w necie nie opisał swojej relacji z przelotu tych „bolidów”,

to do dziś nie poznałbym całej prawdy o tym zjawisku.

 

 

Składam gorące podziękowania dla p. Waldemara Zwierzchlejskiego

za wyjaśnienie pochodzenia zagadkowych obiektów na niebie 32 lat temu,

które widziało wielu Polaków.