Skip to content

27.05.2020

Moje pierwsze zdjęcie komety

MOJE PIERWSZE ZDJĘCIE KOMETY
Jestem w trakcie przygotowywania filmu o moim najnowszym montażu paralaktycznym – oczywiście własnej konstrukcji i własnoręcznym wykonaniu. Jednym ze slajdów jest wykaz niemal wszystkich modeli, które wykonałem wraz z tytułowym F80. Kiedy przeglądałem swoją „Księgę Gwiazd Janusza” zobaczyłem moją pierwszą fotografię z uwiecznioną pozycją komety C/1987 P1 Bradfield. Zdjęcie wykonałem obiektywem PENTACON 135mm f/4 i czas naświetlania 4,5 minuty. Prowadzenie oczywiście ręczne. Kręcąc gałką utrzymywałem na środku krzyża w lunecie celowniczej rozogniskowaną gwiazdę. Ciekawą historię ma ten mój pierwszy montaż do astrofoto. W tamtym czasie pracowałem na budowie budynku mieszkalnego jako kierownik budowy. Podobnie jak inż. Stefan Karwowski w „Czterdziestolatku” starałem się, aby luźne deski nie warlały się po budowie, a ścinki z szalunków też kazałem wykorzystywać. Kilka ścinków uratowałem przed wyrzuceniem i położyłem nad piecem akumulacyjnym, aby się wysuszyły. Takie piece były wtedy powszechnie stosowane w kontenerach i pakamerach budowlanych. Kiedy te budowlane deski wysuszyły się można było przystąpić do szlachetniejszego ich wykorzystania niż jakiś szalunek do betonu. Tak powstał pierwszy mój montaż paralaktyczny z prowadzeniem. Na głowicę pod aparat wykorzystałem jakiś odpad rurki ocynkowanej z sanitarnych robót instalacyjnych. Strug i piła były w robocie, a potem klej skórny w perełkach. Przed użyciem, trzeba było go dobrze namoczyć. Na budowie spawarka na szczęście była i mogłem dospawać jakieś kawałki blachy do uchwytu trzech nóg statywu. Na koniec bejcowanie i statyw był gotowy

Było to jakieś 32 lata temu i do dzisiaj robię takie montaże, nieco nowocześniejsze, ale drewno jako materiał konstrukcyjny nadal lubię. Kiedyś latem w 1996 roku zrobiłem kilka zdjęć komecie Hale-Boppa przechodzącej wtedy w Strzelcu pod Tarczą. Byłem wtedy na urlopie w Skowronkach koło Kątów Rybackich na Mierzei Wiślanej. W nocy było tam bardzo ciemno, tak ciemno, że idąc chodnikiem nie zauważyłem swojego montażu, którego jedna noga opierała się na tym chodniku. Kopnąłem przypadkiem w tę nogę i cały statyw zwalił się na ziemię. O dziwo aparat z obiektywem i lunetka prowadząca przeżyły, ale niestety mój statyw z drewna litego-budowlanego pękł. Mogłem już wtedy robić zdjęcia tylko nieruchomym aparatem   Od tego czasu wiedziałem już, że następne drewniane montaże będę konstruował ze sklejki.